fbpx

20 lipca, Warszawa. Na ten spektakl Polscy fani czekali blisko 15 lat. Tego wieczora, widzowie dostali więcej niż mogli przypuszczać. Dwugodzinny koncert P!nk nie mieści się w standardowych kanonach polskich koncertów. I z pewnością nie zapomni go każdy, kto znalazł się na Stadionie PGE Narodowy w Warszawie. A dlaczego?

Pewnie część z tłumu 50 000 widzów nie dziwi fakt, że Pink rozpoczęła swoją wielką imprezę kawałkiem „Get The Party Started”. A powitała nas niebanalnie, bo na huśtawce zrobionej na wielkim różowym żyrandolu zwisającym nad sceną, na którym gimnastykuje się niczym Spiderman na krawędziach wieżowców w obecnie granej superprodukcji Marvela. Rozbujanym żyrandolem i skocznym rytmem wejdziemy w nurt tego koncertu, który będzie klasycznym pop-rock’iem, chodź nie zabraknie jej odsłon z debiutanckiego albumu R’n’B – „Take me home”.

Nasza bohaterka z żyrandola, to pewna siebie kobieta, świadoma tych samych wyzwań i problemów, które ma każdy z nas. Nie udaje, nie gra, nie ściemnia. Ma dojrzały głos i nie wacha się go użyć. To ona przez swoje interpretacje muzyczne wprowadza swoisty monolog, z pewną dozą anarchii.

Ukazuje swoje oblicze jako oportunistka, matka, artystka a także rozrabiara. W utworze „Can We Pretend” rzuca wyzwanie przeciwko zwykłym ludziom, ich uprzedzeniom, a zadając pytanie czy możemy przestać udawać i grać kogoś innego niż jesteśmy?

W dalszej części spektaklu, Pink rozpieszcza publiczność utworami od początkowej swojej twórczości artystycznej co stanowi swoiste Greatest Hits („Who Knew”, „Just Like A Pill”, „Funhouse”) by odsłonić w dalszej części programu przegląd nowszej wersji zawartości jej najnowszych albumów.

Zapamiętam siłę jej wokalu wybrzmiałą przy okazji nastrojowych solówek w towarzystwie czasem tylko jednego gitarzysty. Zapamiętam duet z amerykańskim wokalistą Wrabelem z genialnym coverem piosenki „Time After Time”. Zapamiętam, że tempo było zwalniane i przyspieszane, tak jak pociąg jadący po kolejnych stacjach miast i krajobrazów.

Tak było – przyjemnie, lirycznie, nastrojowo. Zapamiętam liczne akrobacje tancerzy, latanie na linach, wspaniały repertuar i dużo barwnej energii tańca. Niesamowite stroje samej Pink które zdarłabym z niej co do jednego. Tak, tak a to tylko namiastka tego co tam się działo na wypełnionym po brzegu Stadionie w Warszawie.

Co wyróżnia tę Pink od innych gwiazd?

Otóż, Sekret show w wykonaniu Pink tkwi w kilku elementach:

  1. Artysta wie, że to publiczność ma wyjść zadowolona i ma mieć przeświadczenie, że czas który spędzi na arenie będzie tym jedynym i niezapomnianym na resztę jego życia. W związku z tym każda piosenka jest wykonywana z niezwykłą starannością: w innym jej charakterze, w różnych odsłonach klimatycznych, w różnorodnych kostiumach, z udziałem licznych rekwizytów i akrobacji. Każda odsłona jest niepowtarzalną przygodą. Nowym zdjęciem uchwyconym na krótki moment.
  1. Na scenie oprócz wielkiej gwiazdy istnieje wyraźna i mocno dynamiczna strefa tancerzy. To blisko dziesięciu szalenie zdolnych ludzi, którzy jak cienie wypełniają obraz za gwiazdą tańcząc, wykonując akrobacje, tańce na linach, na ziemi czy w powietrzu.
  1. Tło sceniczne – to wyselekcjonowana głębia obrazu od pałaców wypełnionych kryształowymi żyrandolami, po mroczne czarne lasy z klimatem z horroru o wilkołakach, w „Try” gdzie gra świetny teledysk w wersji „Dance of the Vampires on Crack” i wchodzi w mieszankę baletu czy walki z tancerką. Widz wchodzi ten klimat inscenizacji mając poczucie obecności gdzieś pomiędzy światami łączonymi między koncertem, teatrem a filmem. Swoją drogą ten manewr doskonale też wykorzystują inne gwiazdy. Widziałam je chociażby na koncertach Madonny np. 2012 w Warszawie oraz Robbie Williams’a w Krakowie w 2015r.

W tych szalenie widowiskowych sekwencjach mimo wszystko zabrakło dobrej jakości dźwięku, który na widownie trybun dolatywał nie w pełni zrozumiały. Ten mankament zapewne można zrzucić na trudne warunki stadionowe, z którym na pewno musieli się zmierzyć organizatorzy z Live Nation.

 

Pink poraża … prawdziwością.

I z tym wnioskiem dosłownie oszołomiona, wychodziłam po wczorajszym koncercie P!ink. Nie spodziewałam się po sobie samej: śmiechu łączonego ze wzruszeniem, tego że będę tańczyć i śpiewać przez ponad 2h, i tego, że znam o dziwo, aż osiemdziesiąt pięć procent repertuaru P!nk. Do tego zaskoczeniem była niesamowita dawka dynamiki taneczno-muzycznej z jaką serwowała nam ze sceny, kryjąca się pod swym różowym pseudonimem, Alicia Moore.

Która ze znanych Wam gwiazd:

  • potrafi schylać się wielokrotnie się do ludzi z wybiegu scenicznego i ich witać przybiciem piątki?
  • Która dziękuje za każdą maskotkę, czapeczkę czy inne prezenty jakie wrzucają jej spontanicznie pod nogi jej fani?
  • Która potrafi dostrzegać dzieci siedzące „na barana” u swoich rodziców i zachwycać się tym jak pięknie wyglądają?
  • Która potrafi wziąć telefon od fana by zrobić sobie z nim selfie z tłem tysięcy głów rozśpiewanego Stadionu Narodowego?
  • I wreszcie na która z gwiazd wbija w uprząż, by niczym akrobata z Cirque de Soleil, z lotu ptaka pozdrawiać swoich fanów, śpiewając i wykonując jednoczesne piruety?! No, która? ( To działo się na mega-mocnym kawałku „So What”, który chyba był najbardziej wymowny w swym wyrazie i interpretacji – na samym końcu)

Pink jest autentyczna, prawdziwa, pełna empatii. Potrafi kilkukrotnie przedstawiać swój team grający w bandzie, ale też przypomni o nich na sam koniec koncertu. Nie pomija autora tekstów jej piosenek, który też spontanicznie wraz z nią wykona jeden z kawałków przed warszawską publicznością. Obraz, który stworzyła Pink kupuję na dłużej. Do tego filmy o szacunku do praw człowieka czynią tę gwiazdę dojrzałą, pełną długoplanowej strategii i prawdziwą. Do tego lekkość z jaką podaje te treści naprawdę zasługuje na szacunek.

W tym roku artystka świętuje 20-lecie kariery, obchodzi 40-te urodziny….. . Panie Boże, daj nam takich artystów więcej. Personalizujących koncerty, pełnych wdzięczności i dojrzałych scenicznie. Takich, gdzie każdy takt do hit z czołówek międzynarodowych list przebojów, przy których spontanicznie bawi się 50 tysięcy ludzi równocześnie. Pink, żyj mi kochana jeszcze długie lata – jesteś niesamowita i jesteś godna podziwu, każdej publiczności. Wykonałaś Very Good Job & I Love You!!!

Aga – Eventowa Blogerka

Ps. W ostatnich postach podcast & Wywiad z Krzysztofem Celuchem o trendach w branży spotkań na 2019 rok oraz prawdopodobnie pierwsza na świecie baśń eventowa o pewnej wróżce którą w podcaście czyta, redaktor z TVN’u – Daniel Pachelski.

JOIN THE DISCUSSION

Comments

  • Alicja 23 lipca 2019 at 09:54

    Pomysł z napisami końcowymi to kolejny wyraz ogromnego szacunku do ludzi, którzy z nią tworzyli, tworzą to cudowne show 🙂 Warto było, koncert wart miliona monet!

    Reply