Wieczorem, na dzień przed imprezą, znajomy technik montował na sali kabinę do tłumaczeń symultanicznych (popularnie zwaną budką), kiedy do sali zajrzał organizator. „Sprawdzimy, żeby było gotowe jak rano przyjdą tłumacze” powiedział technik. „Tłumacze? Jacy tłumacze?” – zdziwił się organizator….
Nie mniej zdziwiony technik zaczął wyjaśniać, że oczywiście chodzi o tłumaczy symultanicznych, którzy będą w kabinie tłumaczyć imprezę. Organizator zaprotestował. Był przekonany, że zamawiając „kabinę do tłumaczeń” zamawia kabinę, która… tłumaczy sama. Bez wsadu białkowego. Bez czynnika ludzkiego. Po prostu ta kabina STOI i tłumaczy, a ludzie słuchają tego tłumaczenia przez zestawy słuchawkowe.
Pora była późna. Technik, od lat działający w branży, użył swojej sieci kontaktów i w końcu wydzwonił dwie dobre tłumaczki. Na szczęście były wolne następnego dnia i mogły przyjść z marszu na bardzo trudną, specjalistyczną konferencję. Oczywiście CENA którą zapłacił organizator z nożem na gardle, była odpowiednio wyższa. Ale uratował skórę i całe wydarzenie. Przyjechało na nie wielu ważnych gości zagranicznych, którzy z całą pewnością nie zrozumieliby ani słowa z prezentacji i wystąpień po polsku i potrzebowali tłumaczenia.
Od wiosny ubiegłego roku moja oferta poszerzyła się o zdalne tłumaczenie ustne. Tłumacze konferencyjni natychmiast przyswoili sobie pracę zdalną. Jak to wygląda w praktyce?
Zdalne tłumaczenia symultaniczne online (ang. remote simultaneous interepreting #RSI) można wykonywać w paru konfiguracjach. Oto czym się różnią. W ostrej fazie covidowej najpopularniejsze było zdalne tłumaczenie ustne z każdym tłumaczem pracującym osobno z domu/biura. Oczywiście było to wymuszone obostrzeniami, lockdownem i bezpieczeństwem sanitarnym. Takie rozwiązanie ma swoje plusy: nie naraża na zachorowanie, pozwala na pracę w dobrze sobie znanym środowisku. Ma również wady.
Po pierwsze – brak kontaktu z partnerem/partnerką kabinową. Tłumacze konferencyjni pracują w parach lub w większych zespołach. Tłumaczenie w parze w sytuacji, gdy drugi tłumacz znajduje się w innej lokalizacji jest bardzo niekomfortowe. Tłumacze najczęściej się nie słyszą. Nie mogą się bezpośrednio porozumieć. Nie słyszą tłumaczenia drugiej osoby. Mogą się widzieć tylko na dodatkowym urządzeniu np. przez skype’a lub whatsapp.
Po drugie – większa odpowiedzialność. W tłumaczeniu zdalnym tłumacz nie odpowiada tylko za własną „produkcję”. Ma na głowie całą stronę techniczną:
Po trzecie – brak bezpośredniego kontaktu z organizatorem i z mówcami. Pracując na miejscu wydarzenia tłumacze mogą bezpośrednio zainterweniować. Zgrać prezentacje. Doprosić się o materiały. Poprosić technika o podregulowanie dźwięku. Dać mówcy znać, żeby zwolnił. Teraz jest to utrudnione albo niemożliwe. Najczęściej ustala się osobny kanał komunikacji tłumacze – obsługa techniczna lub tłumacze organizatorzy. Platformy tłumaczeniowe zapewniają oddzielą obsługę tłumaczy, do której można zwracać się z problemami. Jednak czasem trzeba działać szybko, a przebicie się przez kilka warstw pośredników trwa.
I po czwarte – beztroska mówców. Brak osobnego mikrofonu i mówienie do mikrofonu w laptopie, hałas z otoczenia (trzaskające drzwi, dzwoniące telefony, odgłosy rozmów), pędzenie z prędkością światła, fatalna jakość połączenia to grzechy główne mówców na spotkaniach online. Oraz, oczywiście, nieudostępnianie i nieprzesyłanie materiałów.
Wybór platformy lub systemu zależy od liczby języków tłumaczenia. Zależy też od charakteru spotkania.
Jeżeli tłumaczenie odbywa się dwukierunkowo (np. tylko niemiecki – polski i polski-niemiecki), to nawet jeżeli organizujemy tłumaczenie na wiele języków to można je łatwo i sprawie zorganizować na Zoomie (wersja z opcją tłumaczenia). Wiele razy tłumaczyłam na wydarzeniach z tłumaczeniem na 4, 5 czy 7 języków. Takie rozwiązanie sprawdza się świetnie np. przy tłumaczeniu prezentacji, wykładów. Jest też łatwe do ogarnięcia od strony technicznej. Jeszcze łatwiejsze jest do ogarnięcia od strony uczestnika – wybiera sobie po prostu język, w którym chce słuchać na monitorze/komórce.
Sprawy bardziej się komplikują przy tłumaczeniu wielokierunkowym. Jeżeli zapewniamy tłumaczenie obrad, dyskusji, zgromadzeń, paneli, gdzie mówcy posługują się więcej niż dwoma językami i muszą się wzajemnie słyszeć i porozumieć między sobą, to prosta platforma typu Zoom nie wystarczy. Tutaj potrzebna jest osobna (tzw. dedykowana platforma) do zdalnych tłumaczeń ustnych.
Na początku pandemii takich platform do zdalnego tłumaczenia symultanicznego (#RSI) było mało. W trakcie pandemii ich liczba gwałtownie wzrosła. Wzrosła także liczba funkcjonalności, jakie udostępniają. Jaka jest główna różnica między platformami do tłumaczenia zdalnego a systemami komunikacji zdalnej (np. zoom)?
Platformy pozwalają na tłumaczenie WIELKOKIERUNKOWE czyli pomiędzy wieloma językami. Niezależnie od liczby języków tłumacze mają dostęp do funkcji „relay” czyli przełączania się na język wiodący (pivo) i tłumaczenia z tego języka na „swój” język. Przykładowo: jeżeli językami spotkania są: czeski, słowacki, hiszpański, portugalski, węgierski, hebrajski, turecki i polski to ustala się język wiodący – na przykład polski i wówczas:
– jeżeli mówi mówca węgierski to tłumacz węgiersko-polski tłumaczy go na polski, a tłumacz turecko- polski z polskiego na turecki, tłumacz portugalsko-polski z polskiego na portugalski, tłumacz hebrajsko-polski z polskiego na hebrajski, itd.
Dodatkowo niektóre platformy umożliwiają jeszcze tłumaczom pracującym w tej samej parze językowej słyszenie się nawzajem. Ta funkcjonalność jest bardzo ważna, jeżeli tłumacze nie pracują w tym samym miejscu (np. każdy tłumacz tłumaczy ze swojego domowego studia lub z biura).
Poza domowymi studiami do tłumaczenia zdalnego zdalnej produktem pandemii są tzw. huby tłumaczeniowe. Hub tłumaczeniowy może mieć charakter tymczasowy. Taki hub powstaje np. na potrzeby danej imprezy w jej obiekcie – np. w hotelu lub centrum konferencyjnym. W jednym miejscu montuje się wszystkie kabiny lub urządza się studio dla tłumaczy do obsługi imprezy. Tłumacze tłumaczą, a nad częścią techniczną czuwają technicy.
Na mapie pojawiły się też huby stałe (stacjonarne) czyli specjalnie zaaranżowane studia z co najmniej kilkoma kabinami i ze sprzętem umożliwiające pracę zdalną. Mają ogromna zaletą – zapewniają obsługę techniczną i sprzęt oraz łącza. Dzięki temu tłumacz może się skupić na pracy i zostawić kwestie techniczne fachowcom. Istnieje możliwość wykupienia czasu w hubach stacjonarnych na potrzeby danego wydarzenia.
Tłumaczenie konsekutywne (tłumaczenie PO MÓWCY) wykonuje często jeden tłumacz (np. ze sceny, podczas konferencji prasowej). Jeżeli jest dłuższe to dwóch.
Dobre tłumaczenie konsekutywne będzie trwało o 25 do 30% krócej niż tłumaczona wypowiedź. Oczywiście przy założeniu, że tłumacz ma doświadczenie i odpowiednie przygotowanie. Zna techniki notacji i zapamiętywania. Działa dobrze pod presją, jest sprawny i ogarnięty. Ale w dalszym ciągu wydłuża to całą imprezę. I oczywiście sprawdza się przy tłumaczeniu na jeden – góra dwa języki.
Jeżeli tłumaczone ma być parę wystąpień, krótka konferencja prasowa czy jedna prezentacja, to rzeczywiście tłumaczenie konsekutywne ma sens. Nie trzeba wtedy rozstawiać kabiny, angażować dwóch tłumaczy i organizować wydawania i zbierania zestawów słuchawkowych. Mówca mówi robiąc regularne przerwy, a tłumacz tłumaczy, starając się „ściągnąć” wypowiedź. Mimo to wydarzenie się przeciąga i wydłuża o czas tłumaczenia, a słuchacze znający oba języki odruchowo się niecierpliwią.
Tłumaczenie symultanicznie wykonuje ZAWSZE dwóch tłumaczy, którzy zmieniają się co 15 – 20 minut. Samodzielne tłumaczenie symultaniczne powyżej 30 minut powoduje DRASTYCZNY spadek jakości tłumaczenia.
Tłumaczenie symultaniczne wygrywa tam, gdzie liczy się tempo. Specjalistyczne wykłady, długie wystąpienia, dynamiczne rozmowy potoczą się płynnie dzięki tłumaczeniu w czasie rzeczywistym.
Tłumaczenie symultaniczne to wielki komfort dla uczestników wydarzenia. Zapewniamy im wtedy maksymalną inkluzywność. Nawet jeżeli wszyscy w danej branży znają np. angielski, to wiele osób boi się odezwać bo nie mówi biegle lub czuje się niekomfortowo.
Od ponad 5 lat na rynku polskim działa Polskie Stowarzyszenie Tłumaczy Konferencyjnych PSTK. Mam ogromną przyjemność stać na czele tejże organizacji. Zrzeszamy WYŁĄCZNIE REKOMENDOWANYCH DOŚWIADCZONYCH TŁUMACZY KONFERENCYJNYCH. Każdy z naszych członków musiał przedstawić 2 rekomendacje od członków PSTK, którzy znają go z pracy. Drugim wymogiem jest doświadczenie – co najmniej 100 dni pracy ustnej konferencyjnej.
Stowarzyszenie PSTK nie prowadzi działalności gospodarczej i nie obsługuje imprez, ale na jego stronie można znaleźć kontakt do członków. Każdy z nich jest czynnym tłumaczem konferencyjnym. Wystarczy zwrócić się do jednego z nich – chętnie pomogą, doradzą i polecą rzetelnych i godnych zaufania kolegów i koleżanki z innymi językami i/lub w innych lokalizacjach. Proste, prawda?
Pozdrawiam,
Agnieszka Nowińska – Prezes Zarządu, Polskie Stowarzyszenie Tłumaczy Konferencyjnych
Ps. Pytania i dalsze informacje: www.pstk.org.pl / kontakt@pstk.org.pl / agni@anowinska.pl
Ps. w ostatnich publikacjach warto zajrzeć do recenzji z Wirtualnej Konferencji SQLDay 2021 a także #konkretyAnety czyli Aneta Książek w swoim felietonie. Cienka zielona linia – nadzieją na powrót do eventów Face 2 face!