Trendy w Eventach? No właśnie… Na stronie strefamice.pl prowadzonej przez Anię Nowakowską ukazał się jej post na temat trendów eventowych na rok 2017. Powstał m.in. w oparciu o prezentację Krzysztofa Celucha (Poland Convention Bureau) wygłoszoną na Forum Branży Eventowej. Znam i szanuje ich oboje gdyż robią kawał świetnej roboty na rzecz branży, Ania w SBE i na blogu a Krzysiek w PCB. Lubię takie inspirujące zestawienia.
Są one dla mnie ciekawe przede wszystkim z punktu widzenia ich sprawdzalności. I świetną okazją do polemiki. Tym bardziej, że przy tak przyspieszającym (technologicznie, naukowo, komunikacyjnie…) świecie prognozowanie czegokolwiek (singularity, głupcze!) staje się coraz większym wyzwaniem. Swoją drogą zobaczcie jak w 1993 firma AT&T widziała naszą przyszłość – to się nazywa trafność! Zerknijcie:
Co prawda nie siedzę już na co dzień w branży, ale moje obecne związki z nowymi technologiami i nauką dają mi ciekawą perspektywę na to, czym się zajmowałem przez ostanie kilkanaście lat. Dlatego pozwolę sobie na krótki komentarz do wspomnianego zestawienia.
Zacznijmy jednak od końca. Kiedy w 2002 zaczynałem pracę w eventach, z każdej strony słyszałem o ich rosnącej roli w komunikacji marketingowej. Minęło ponad 16 lat a ja ciągle czytam, jak to ich rola rośnie i rośnie. Tylko coś urosnąć nie może. Dlaczego? Powodów jest pewnie wiele, ja skupię się na dwóch. Po pierwsze unikalność, która jest największym atutem eventów stała się też ich największym przekleństwem. Obecnie coraz mniej nowinek i trendów jest w stanie przełamać schemat i naprawdę zaskoczyć uczestnika. Siedzi on non stop w necie i wie wszystko (albo mu się tylko tak wydaje). Każde odkrycie de facto staje się od razu „sooo 24 hours ago”. Drugim problemem jest to, że eventów nie można skalować.
A o to właśnie toczy się stawka w dzisiejszym świecie: o jak największe zasięgi i precyzyjne komunikaty (do bycia precyzyjnym jeszcze wrócę). Dlatego moim zdaniem event marketing jako niezależne narzędzie marketingowe już dawno osiągnął wiek dojrzały. Choć ulega przeobrażeniom to niewiele więcej z niego wycisnąć się da. Pojawiające się co roku zestawienia trendów w wielu, jeśli nie w większości przypadków są pochodną jednego zjawiska. Dlatego patrząc na ranking Krzysztofa myślę, że punkty: 4 (zaangażowanie), 6 (uczestnicy), 7 (doświadczenia) i 8 (współdzielenie) mówią de facto o najważniejszym obecnie kierunku, w którym powinny zmierzać eventy.
Przede wszystkim zapomnijmy wreszcie o podziałach na event, PR, marketing, etc. Komunikacja jest JEDNA, coraz ściślej podporządkowana działaniom w digitalu. Agencje eventowe czy tego chcą czy nie, stają się przede wszystkim generatorami treści (contentu) i muszą te treści umieć dalej wykorzystać. Sprzedać nie event, ale informację o nim. A sam event jest tak interesujący, jak interesujący są jego uczestnicy. Event świetnie wygląda na obrazku, kreuje emocje. O tym się fajnie czyta, ogląda, komentuje. Przy okazji spada rola wielkich wydarzeń na rzecz tańszych, kameralnych, ale liczniejszych i doskonale sprofilowanych spotkań. Nie można być wszędzie, a chciałoby się być. Paradoksalnie ważniejsze od fizycznej obecności na evencie staje się… nie bycie na nim.
Uczestnicy stają się contentem dla tych nieobecnych. A ci równie intensywnie się angażują: poprzez streaming, foty, tweety, posty, lajki, etc. Do tego już zaraz dojdzie upowszechniająca się wirtualna rzeczywistość. Z drugiej strony podstaw eventu leży umożliwienie kolektywnego przeżywania, bycia razem. Ale i to jest coraz bardziej zakłócane przez nieustanne bycie w sieci, wspomniane w poście FOMO. Dlatego moim zdaniem to jest obecnie największe wyzwanie i „trend”: jak najefektowniej łączyć światy on- i off-line. Dzisiaj prawdziwy eventowiec powinien nie tylko świetnie znać zagadnienia kreacji i produkcji eventowej, ale rozumieć, czy i jak przekładają się one na świat internetu. Upraszczając: musi wiedzieć, czy event się będzie „klikać”?
I na koniec dorzucę jeszcze coś a propos prognozowania i wspomnianej precyzyjności. Polecam Wam ten materiał Rafała Masnego z kanału To Już Jutro. Co prawda traktuje on o wyborach w USA, jednak mechanizmy tam opisywane (skądinąd bardzo niepokojące) są już wykorzystane do celów marketingowych. Nic nie stoi na przeszkodzie, by móc zaprosić na nasz event DOKŁADNIE tych ludzi, których chcemy. Takich, którzy mają szansę być naszymi najlepszymi adwokatami, zechcą kupić nasz produkt, polecą go innym czy ciekawie zrelacjonują event. Big data w eventach? To jest przyszłość!
Jak wspomniałem na początku – świat przyspiesza. I może czeka nas przyszłość bez trendów? Zapraszam do dyskusji!
Seweryn