fbpx

Ryszard Bazarnik – Artysta, performer, pasjonat etno. Z sukcesem realizuje warsztaty bębniarskie, których zrobił już ponad dwa tysiące. Autor spektakularnych i ekstremalnych widowisk muzycznych. Zdarza mu się grać na przeróżnych przedmiotach domowego użytku. Kim jest Ryszard? Skąd czerpie inspiracje ? Dlaczego warto go poznać?

To do niego i publiczności Woodstocka należy Rekord Guinnessa w grze na Największym Bębnie Świata.W wywiadzie opowiada, co go w życiu inspiruje i jak sobie znalazł indywidualną ścieżkę pasji & kariery, którą realizuje po dziś dzień. Z wielką radością przedstawiam Ci Ryszarda Bazarnika – wyjątkową osobowość!

Jak wygodnie odsłuchać audycję?

  • Można pobrać ten odcinek klikając POBIERZ
  • Można go posłuchać na iTunes i na ANDROID wyszukując Eventową Blogerkę w podcastach.

Eventowa Blogerka: Muzyk, performer, powiedziałabym strateg eventowy. Ryszard – czym Ty się właściwie zajmujesz?

Ryszard Bazarnik: Jestem muzykiem, który obrał swój indywidualny kierunek rozwoju. Realizuję w nim swoje marzenia. Na zlecenie klientów – naszych współczesnych mecenasów sztuki – przygotowuję koncerty i przedstawienia. Wierzę, że to Klienci, niczym niegdyś mecenasi sztuki, dziś pozwalają nam na realizację naszych marzeń.

Eventowa Blogerka: Czyli w skrócie realizujesz różne projekty muzyczne. Opowiedz mi proszę, gdzie się rozpoczyna Twoja droga, którą obrałeś? Jak przebiegła Twoja dotychczasowa kariera by zawieźć Cię do punktu, gdzie jesteś teraz?

Ryszard Bazarnik: Początek to szkoła muzyczna podstawowa i miłość do perkusji. Potem liceum Muzyczne i w konsekwencji Akademia Muzyczna.

Eventowa Blogerka: Czyli jesteś muzykiem z krwi i kości. Czy jak zamykasz oczy – widzisz nuty, które śpiewa Alicja Keys w „Break free”?

Ryszard Bazarnik: Tak, dokładnie. Jestem w stanie spisać melodię, zamieniając ją na akordy. Przeszedłem wnikliwą edukację procesu kształcenia słuchu, poprzez historię muzyki by poznać wszelkie przekształcenia muzyczne po dziś dzień.

Eventowa Blogerka: Wow, to imponujące. Dziś jesteś performerem, którego kojarzy się z grą na bębnach. Skąd zrodził się ten Twój bębniarski pomysł na życie?

Ryszard Bazarnik: Kiedy skończyłem Akademię Muzyczną i mnóstwo różnych kursów muzycznych od klasycznych po współczesne – pomyślałem, że pora wybrać swój kierunek, wyrażać się przez jeden styl i go rozwijać. Z czasem poznałem ludzi, którzy grają muzykę etniczną i mnie nią zarazili. Wówczas podjąłem decyzję, że chcę iść w ten właśnie nurt muzyczny.

Eventowa Blogerka: A co w muzyce etnicznej jest takie seksi?

Ryszard Bazarnik: Ja czuję w niej coś pociągającego, nieodkrytego, dzikiego. Ciekawe jest to, że ludzie, którzy nie kończyli żadnych szkół wykształcenia muzycznego – potrafią ją zagrać tak jamo dobrze jak Ci, którzy poznali wszystkie rodzaje muzyki w drodze edukcji muzycznej. Muzycy z wykształceniem i bez – mogą grać muzykę etniczną tak samo dobrze, jeśli ją czują wewnątrz siebie. A czuje się tu szczęście, wyzwolenie, radość. Muzycy Etno są po to, by grać dla innych oprócz tego, że dla siebie. Tu nie ma współzawodnictwa i rywalizacji.

Eventowa Blogerka: Wielokrotnie widziałam podczas naszych eventów jak bawisz się samym faktem bycia muzykiem – który wywala rytm w swoich słuchaczach. Oni przytupują, klaszczą, wystukują Twoje rytmy wręcz mimowolnie i naturalnie. Tak działa to „zarażanie”.

Ryszard Bazarnik: Tak – dla mnie to jest muzyka. Ofiarowanie publiczności swoich muzycznych pomysłów, swoich dźwięków i swoich narracji. To jest w tym wszystkim najwspanialsze. Jeśli nasi obserwatorzy klaszczą, czy wystukują mój rytm – to taki swoisty zwrot energii od publiczności, który dociera do mnie stojącego przed nimi.

 

Eventowa Blogerka: Pięknie to ująłeś. Twoim głównym produktem eventowym są warsztaty bębniarskie dla firm. Czy możesz opowiedzieć jaka energia wytwarza się na takich warsztatach? Czy faktycznie każdy może uczestniczyć w takich zajęciach? Tak po prostu zagrać na bębnie i poczuć odrobinę szczęścia? Jakie są Twoje obserwacje?

Ryszard Bazarnik: Dziękuję Ci za to pytanie. Faktycznie po zagraniu na bębnie w ludziach dzieją się pewne stany magiczne i niewytłumaczalne. Doświadczałem tego wiele razy i często towarzyszyło mi przy tym wzruszenie. Pomiędzy prowadzącym, a uczestnikiem warsztatu po wspólnym zagraniu przestają istnieć jakiekolwiek bariery. Ludzie często siadają w kole.

Staram się ich w tej drodze prowadzić, animować, synchronizować. Uważam na to, aby nie dominować. Ważne jest dla mnie przekazanie ludziom części narracji w ich własne ręce. Po jakimś czasie we wspólnej grze tworzymy swoją własną orkiestrę. Za każdym razem udaje nam się to osiągnąć. Przeprowadziłem dotychczas około 2 000 warsztów bębniarskich i zawsze mamy ten sam efekt.

Ryszard Bazarnik: Często od ludzi słyszy się na początku warsztatów serię wymówek typu: „Mam gumowe ucho”, „słoń mi na ucho nadepnął”, czy „kompletnie nie mam poczucia rytmu”. Po czym, te same osoby po godzinie osiągają z zespołem ponad przeciętne rezultaty i nie dowierzają jak wiele im się wspólnie udało osiągnąć. Ludzie są w stanie osiągnąć niebywałe efekty działając razem.

To jest naczelna idea organizacji warsztatów bębniarskich. Ja nie prowadzę żadnych lekcji z gry na bębnach. Nauki mogą pobrać z kursów online czy z youtube’a. Trochę determinacji i będą grać. Ja w nich można powiedzieć wyzwalam coś co w nich jest od zawsze. Gra na bębnach to najstarsza integracja świata. Ludzie grając na bębnach czują się sobie bliżsi, przełamują wszelkie bariery między sobą i w sobie.

Znam szereg przykładów, które to potwierdzają. W ludziach odblokowują się pewne mechanizmy, które mają swoje odzwierciedlenia w życiu codziennym. Można powiedzieć, że dają im odwagi przy rytmie wygrywanym na bębnie. Jedna kobieta poprosiła mnie o grę na bębnie podczas porodu. Inna młoda managerka w korporacji, która na warsztatach zdobyła się na odwagę i potrafiła w końcu powiedzieć prezesowi firmy, że notorycznie przekręca jej imię.

Eventowa Blogerka: Czyli, to działa jak terapia?

Ryszard Bazarnik: Tak, dokładnie. Kiedyś we Francji uczestniczyłem w ciekawym projekcie społecznym. W porozumieniu z działem działem HR i Zarządem pewnej korporacji robiliśmy spontaniczne ewakuacje przeciwpożarowe. Ewakuacja miała za zadanie zebrać ludzi w jednym bezpiecznym miejscu, w którym już były przygotowane nasze instrumenty.

W tym projekcie mieliśmy wyrażać dźwiękiem nasze stany emocjonalne. Uczyliśmy się obserwacji, komunikacji, efektywności – to wszystko poprzez dźwięk drgania membrany bębnów. Projekt się powiódł, a ludzie byli niezwykle poruszeni.

Tam dowiedziałem się, że w niektórych korporacjach we Francji, managerowe wyższych szczebli mają w obowiązkach grać na afrykańskim bębnie Djembe. To bęben o specjalnym brzmieniu, specjalnym zakresie częstotliwości, który wpływa pozytywnie na organizm. Ten rytm odnajdują w codziennym życiu i redukują stres.

Eventowa Blogerka: czyli to trochę działa jak worek treningowy – wyzwala pozytywne doznania?

Ryszard: Tak. Podczas warsztatów na tych bębnach krzyczą i się nijako uwalniają ze swoich zmartwień. To działa dokładnie tak, jak uprawianie sportu. Następuje uwolnienie endorfiny oraz pełne wyzwolenie ze stresu. Bohaterką tego efektu jest bębniarska membrana, która jest filtrem zbierającym z Ciebie niepokój i zabierająca go do wewnątrz swego wnętrza.

Ryszard: Oprócz tego wyzwala się empatia, uczymy się słuchać siebie i innych. Słuchać bardziej niż mówić. Dźwięki otwierają nasz słuch i dostarczają zupełnie innych doznań. Pod koniec sesji warsztatów bębniarskich udaje się wspólnie stworzyć utwór, który nadaje się na nagranie płyty. W pewnym momencie grania – staram się wycofywać z liderowania orkiestrą by oddać jej rytm tylko w ręce uczestników.

W ludziach wyzwala się wówczas dodatkowa cecha: odpowiedzialność. Jak widzą, że ja nie gram z nimi – starają się jeszcze bardziej przykładać, być wrażliwszymi, dokładniejszymi. Mnie ta odpowiedzialność uskrzydla. A efekt? W dziewięciu na dziesięć przypadków wychodzi lepsza muzyka niż z moim udziałem. Wierz mi – ludzie grają przepiękne koncerty razem.

Eventowa Blogerka: To co wspomniałeś, że oddajesz ludziom część odpowiedzialności, a wręcz hierarchii skojarzyło mi się ze stylem i nową formą zarządzania – z przedsiębiorstwem turkusowym. Takie firmy wzrastają bez budowania hierarchii. Obowiązki są oddawane tylko osobom ku nim delegowanym wykazującym ponadprzeciętne zdolności w tymże fachu, lubiącym je bardziej niż inne.

W dzisiejszych czasach charakteryzujących się trudnością znalezienia wykwalifikowanej kadry, brakiem czasu, silnej presji klientów, takie firmy ułatwiają rozwój człowieka jako jednostki. Firmy tzw. turkusowe – dają im pełną swobodę i wolność w podejmowaniu decyzji z poczuciem odpowiedzialności, które ofiarowuje im pracodawca. Więc wygląda na to, że to co odkryłeś w muzyce, stosuje się w świecie biznesu. Gratulacje Ryszard

Ryszard: Dziękuję – nie wiedziałem że tak jest. Jest jeszcze jeden ciekawy wątek tej muzyki etnicznej. Miałem swój życiowy epizod mieszkania w krajach pustynnych. Badałem tam archetypowe zachowania plemienne. Pracując z firmami dostrzegam, iż oni w pewnych zachowaniach są podobni. Właśnie te pierwotne, prymitywne zachowania są naturalne dla naszego gatunku. I cieszę się, że ludzie chcą w tę formę muzyczną wchodzić i ją zwiedzać.

Eventowa Blogerka: Z tego co wiem, to grasz także na przedmiotach domowego użytku: na garnkach w Mam Talent, na piłkach przed stu tysięczną publicznością w Strefie Kibica, grasz na szprychach rowerowych z samym Langiem na Tour de Pologne? Czy faktycznie da się na tym wszystkim zagrać? Skąd ten pomysł?

Ryszard: Tak, da się jak najbardziej! To jest idea, w której udowadniam, że muzyka jest wszędzie i nas otacza.

Eventowa Blogerka: Pardon, Przerwę Ci… To jest niesamowite, bo większość z nas nie słyszy tych dźwięków ukrytych w przedmiotach, które nas otaczają. A Ty pozwalasz wyzwolić dźwięk niemal z każdego przedmiotu!

Ryszard: ….I stało się to trochę moją obsesją. Faktycznie stworzyłem kilkaset takich niezwykłych instrumentów. Mówię tu o instrumentach na którym da się zagrać pełne utwory – na przykład na garnkach. Na nich mogę zagrać Mozarta, Chopina, Bacha, piosenkę Rhianna’y. Jest sporo takich przedmiotów codziennego użytku, z których mogę wydobyć akordy. I faktycznie są to kolekcje szprych rowerowych, profile okienne, akumulatory, narty (na nich wykonuję Kolędy i piosenki zimowe). Co ciekawe, z czasem ludzie zaczęli mi dostarczać sami te przedmioty.

Istnieją dwie strony przedmiotu: artystyczna i użytkowa. Obie łączą się ze sobą w grze, w dźwiękach i w akordach. I to mi się podoba. Dużo firm mnie zaprasza do fabryk i magazynów abym mógł wydobyć dźwięk, nastroić je i zagrać na ich produktach. Z czasem jak poznam te produkty i je nastroję mogę na tym zagrać absolutnie wszystko.

Eventowa Blogerka: Taką grupą która grała na bębnach po oleju była grupa STOMP i grupa Blue Man Group. Czy to są artyści, na których się wzorowałeś?

Ryszard: Tak, swego czasu, tak. To na ich twórczości się kształciłem. STOMP to była grupa moich ulubionych Idoli i faktycznie potrafiłem zagrać parę ich sztuczek.Eventowa Blogerka: Wlewanie wody na bębny, które zrobiliśmy wspólnie na Avatarze (Gala KIKE) w Kielcach to było mi znajome.

Ryszard: To oni mi to pokazali. Rozmawiałem kiedyś z Kubą Pierzchalskim moim dawnym kolegą i aktorem Teatru Biuro Podróży, chyba najbardziej wyróżnionego Teatru Polskiego i dowiedziałem się, że to on jest jedną z trzech tajemniczych twarzy Grupy Blue Man Group.

Eventowa Blogerka: Ich sztuka jest bardzo widowiskowa. Blue Man Group – to spektakl teatralny z udziałem publiczności i aktorami są postacie w niebieskich kombinezonach, pokryte również niebieską „mazią” na twarzach. Są komikami, muzykami i aktorami jednocześnie.

Ryszard: Tak i cały ich spektakl połączony jest z multimediami. Występują na różnych Galach, mają swoje etiudy, coś niesamowitego.

Eventowa Blogerka: Ja z ich show miałam styczność w Las Vegas. Pamiętam, że wtłoczyli kilka rolek ogromnego papieru toaletowego w publiczność i zabawa polegała na wydobyciu się z niego…Największy śmiech był właśnie z nas – z publiczności. To było naprawdę coś! Ale wróćmy do Ciebie.

Eventowa Blogerka: Tworzysz zwariowane projekty… część z nich jest już sławnych! To jest Rekord Guinessa na Woodstocku w graniu na Największym Bębnie Świata – 263 osoby zagrały wspólnie z Tobą (2013). Dwa lata temu w Bydgoszczy pobiłeś ten rekord i na bębnie zagrało 296 osób na jednym bębnie. Masz też w portfolio koncert na ścianie wykonywany pod kątek 90 stopni nad ziemią! … Jakie inne zwariowane projekty robisz i jak Ci to wychodzi?

Ryszard: Instrumenty buduję sam. Największy bęben świata w 2003 roku miał 10 metrów średnicy membrany. A projekty wychodzą same. Pojawiają się klienci, którym opowiadam o moich pomysłach i dają się zarazić moją energią i popłynąć gdzieś dalej.

Eventowa Blogerka: Ryszard – życzę Ci by nigdy nie zabrakło Ci entuzjazmu, a pasja niosła Cię po kolejnych projektach tak lekko i pięknie jak po dziś dzień. Ryszard – to był zaszczyt móc z Tobą rozmawiać, pracować i Cię znać! Dziękuję przeogromnie za Twój czas, emocje i za pasję wypisaną na twarzy. Niech moc będzie z Tobą!!!

Ryszard: Dzięki Aga!

Ps. Więcej szczegółów z życia Ryszarda Bazarnika – znajdziesz w podcaście! Zapraszam do wysłuchania tego wywiadu u góry artykułu.

Ps. A w tym roku pojawiły się już dwa ciekawe wpisy: Podsumowanie Roku Eventowej z 2018 oraz recenzja z Targów Eventowych FBE 2019

JOIN THE DISCUSSION