Lubuskie, często mylone przez obcokrajowców z Lubelskim, zachwyca pięknem natury, niezliczonymi hektarami lasów, które pokrywają większość terytorium tego województwa. To kolebka całkiem pokaźnej historii polskiego winiarstwa, toczącej się na Ziemi Lubuskiej od początku XIII wieku. Wreszcie to województwo przepełnione perełkami, które można zwiedzać grupowo lub indywidualnie. Miałam okazję zwiedzić ten zakątek, poznać jego atrakcje i odkryć w nich eventowy potencjał. Wycieczka, dla grupy dziennikarzy, została zorganizowana na zlecenie Urzędu Marszałkowskiego woj. Lubuskiego, a zrealizował ją MeetingPlanner.pl.

Chrystus ze Świebodzina

Świebodzin przywitał nas szeroko rozpostartymi ramionami Chrystusa stojącego frontem do starej drogi, prowadzącej z Berlina do Polski. Tego dnia mieliśmy okazję podejść bliżej. Żelbetonowa Figurka wzniesiona w 2010 r., projektu Mirosława Pateckiego wg. specjalistycznych źródeł jest najwyższym na świecie pomnikiem Jezusa Chrystusa. Ma 36 m, z czego 33 m przypadają na figurę Jezusa, a 3 m na wieńczącą pomnik, pozłacaną koronę, liczona z cokołem osiąga 56 m. Chrystus z Limy czy Rio de Janeiro są niższe.

Kosztował około 6 milionów złotych. Wybudowano go z datków parafian, Polonii amerykańskiej i lokalnych przedsiębiorców. Głównym inicjatorem i pomysłodawcą budowy pomnika był proboszcz parafii  Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Świebodzinie, ks. Prałat Sylwester Zawadzki. Ponoć jego serce spoczywa pod płytą pamiątkową wzniesioną na jego cześć, tuż pod pomnikiem.
Jednak to nie jedyne informacje, które mogą zaciekawić. Myślę, że jako atrakcja eventowa Jezus ze Świbodzina ma swój potencjał i można go pokazać nie tylko pod kątem wiary, ale też ciekawych historii architektonicznych. Prace nad pomnikiem trwały 5 lat. Od początku jego projekty zmieniały się, potem doszły do tego zmiany technologiczne. Sam model był kilkakrotnie modyfikowany. Na początku proponowwano, by model był z blachy miedzianej, jak Statua Wolności w Nowym Jorku, ale pomysłodawca odszedł od tego pomysłu.

Ciekawą anegdotą, dla kibiców, związaną z pomnikiem ze Świebodzina jest historia o 40-metrowym szaliku Falubazu, który zawieszono nocą na Chrystusie. Na miejscu można dowiedzieć się również, kiedy zamontowano i zdemontowano nadajniki sieci internetowej lokalnego operatora – słynna historia z Koroną.

Ja wrócę tu z pewnością z uczetnikami moich eventów, odwiedzenie tego miejsca nic nie kosztuje, a może sprawić dużo radości i na długo zapadać w pamięć, a przecież w atrakcjach eventowych właśnie ich późniejsze wspominanie jest najważniejsze.

Zamek Joannitów w Łagowie

Łagów to urocze miasteczko położone nad jeziorami Pojezierza Łagowskiego: Trześniowskim i Łagowskim, z Zamkiem Joannitów w samym centrum. To obowiązkowy punkt na trasie zwiedzania województwa lubuskiego. Tutejszy, obszerny, stylowy dziedziniec Zamku na pewno widział niejedną uroczystą kolację, biesiadę czy wesele. Bo to miejsce właśnie do takich eventów jest idealne. Nie zastanawiajcie się zatem długo, jeśli macie w planach wydarzenie, które wymaga miejsca z kliamtem i historią ożywającą na oczach gości.

Historia Zamku zachwyca. To tu Zakonnicy Joannici żyli, co więcej zakładali rodziny i tu wychowywali swoje dzieci. To miejsce posiada efektowny i zadaszony dziedziniec, z każdej strony obrośnięty bluszczem, stanowiący doskonałą miejscówkę na event czy wesele. Tu też jest hotel z komnatami wyposażonymi w kominki, zabytkowe meble oraz, podobno, narzędzia tortur.

Specjalnością restauracji są biesiady w formie zamkowej spiżarni, w której spróbować można przepysznych specjałów o nazwach: Zupa Ochmistrzyni Dworu, Szatańskie Jadło, czy Snem klucznika. Czuć tu ducha przodków, a właściciele raczą swoich gości daniami podawanymi w glinianych misach, na deskach i w wiklinowych koszach. Na koniec warto zobaczyć „Łagowską Wenecję” z wieży zamku, gdzie rozpościera się obłędny widok na całą okolicę. Miejsce godne zwiedzenia zarówno indywidulanie jak i dla grup.

Polecam też zabranie gości na rejs galarem po jeziorach pojezierza Łagowskiego. Dzika natura, delikatny szum pluskającej wody to idealny klimat sprzyjający oderwaniu się od rzeczywistości i zresetowanie ciała i umysłu poza miastem. Dnem stromej rynny polodowcowej, będącej osią Łagiewskiego Parku Krajobrazowego wiją się jeziora Łagowskie i Trześniowskie, które otaczają lasy mieszane. Klasa czystości jeziora Łagowskiego A+ przyciąga też nurków, przejeżdżają zwiedzać piękno wyrzeźbione skałami i urwistymi podwodnymi ścianami.

Dom nad rzeką

Skwierzyna. Tu zostaniemy na noc. Niewielki, malowniczy hotelik w parku przy samym brzegu rzeki Warty. Opodal znajdują się duże kompleksy leśne z licznymi jeziorami oraz Puszcza Notecka. W okresie letnim w parku funkcjonuje letni bar z grillem i kuchnią polową. My na kolację dostaliśmy gotujący się przepyszny kociołek z Zupką Nadwarciańską z rozmaitościami oraz tzw. wielką ucztę rodzinną ze wszystkich mięs grillowych jakie można sobie wymarzyć.

Miejsce idealne na event kameralny, a jeśli chcielibyście wyciągnąc uczestników na grzybobranie możecie śmiało jechać do Domu nad rzeką – miejsca dla tych, którzy cenią komfort, świeże powietrze, ciszę i pełen relaks. Dla mnie eventowa lokacja na kolejne eventy.

Międzyrzecki Rejon Umocniony – obowiązkowy! punkt atrakcji eventowych

Na południowy wschód od wsi Boryszyn, na linii lasu, znajduje się kompleks schronów nieukończonej baterii pancernej P85 wraz z południowym podziemnym składem amunicyjnym. Tzw. Pętla Boryszyńska. To miejsce zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. Może przez historię obiektu, który powstał w zaledwie dwa lata. Może przez masywność ścian z litej stali, sięgających miejscami 3,5 metra, a może przez tak odrębny świat, jaki miałam okazję poznać.

Nigdy wcześniej nie widziałam systemu umocnień stworzonego przez Niemców w latach 1934–1944 dla ochrony wschodniej granicy Rzeszy (Bramy Lubuskiej i przedmościa odrzańskiego). A szkoda!

Międzyrzecki Rejon Umocniony to jedne z największych podziemi fortyfikacyjnych świata. Ich łączną długość podziemnych korytarzy szacuje się na około 32–35 km. Podziemia odcinka centralnego MRU są obecnie rezerwatem nietoperzy, w którym zimuje ponad 30 tys. osobników należących do 12 gatunków.

A jak było tam w środku pod ziemią?

Śliskie, zimne ściany i ciemne korytarze mrugały lekką smugą świateł przemysłowych. Idziemy wąskimi korytarzami, 30 metrów pod ziemią. Jest zimno. Dobrze, że wzięłam kurtkę, chociaż temperatura na zewnątrz sięga 30 stopni w cieniu. W podziemnych korytarzach znajdują się magazyny na broń, pomieszczenia mieszkalne i gospodarcze dla niemieckich żołnierzy, zaplecza do produkcji prądu.

Sieć Infrastruktury telefonicznej i prądotwórczej ciągnie się wzdłuż nitek korytarzy. Co więcej, ta infrastruktura nadal jest w pełni sprawna! Mega dziwne uczucie, przemierzać długie odległości pomiędzy bunkrami, gdy z przodu i z tyły ma się tylko „dziurę” korytarza, który wydaje się nie mieć końca. W podziemnym mieście były windy, sypianie, kuchnie, biura dla generałów. Wykopane dwa lata przed rozpoczęciem wojny, nigdy nie zostały ukończone.

Fajne miejsce dla wycieczek, dla osób dorosłych, młodzieży i dzieci szkolnych. Organizatorzy są mocno zorientowani na chęć dzielenia się przygodami integracyjnymi. Przygotowali programy 4-ro, 6-cio i 8-mio godzinne dla grup zorganizowanych. Zwiedzanie kosztuje od 14 do 45 zł za osobę, w zależności od wybranej opcji.

W drodze powrotnej mieliśmy przyjemność przejechać się jednostką BTR-152. Samochód produkcji rosyjskiej powstał 62 lat temu. Mieścił 19 żołnierzy piechoty, waży „drobne” 1,5 tony. Pojazd wytwarza sporo hałasu i tumany kurzu, ale z lekkością pokonuje polne drogi.

Lubuskie polubiłam. Za różnorodność, wielokulturowość, za czystość, za zieleń. W tym najbardziej zalesionym z województw, można fajnie spędzić czas i zadbać o odpowiednią strawę dla ciała i umysłu. Jako miejsce na event, będzie strzałem w dziesiątkę.

Eventowa Blogerka

JOIN THE DISCUSSION