No dobrze. Ponieważ temat ten, tak jak Robert Lewandowski, zaczyna wyglądać z każdej lodówki (dosłownie!), postanowiłem zmienić trochę swój plan wydawniczy na Eventowej Blogerce. Choć też nie do końca, jak się niebawem przekonacie. Ten kto śledzi internety pewnie już słyszał o aplikacji Pokemon GO. Kto jeszcze nie miał okazji, zaraz będzie mógł nadrobić zaległości. Na naszych oczach dzieje się coś, co już mocno namieszało w świecie rozrywki elektronicznej, a ma też szansę namieszać w świecie w ogóle.

Zakładam, że termin Pokemon już obił się Wam o uszy. Co prawda koncept – choć trwale zaistniał w popkulturze – przycichł ostatnimi czasy, to teraz uderzył z niespotykaną siłą. Ten świat kieszonkowych potworków (z jap. poketto monsuta) zrodził się w głowie Japończyka Satoshiego Tajiri i w 1996 roku został zaadoptowany na potrzeby konsoli Nintendo. W wyniku ogromnej popularności powstały nie tylko gry i gadżety, ale też komiksy manga, seriale i filmy anime, książki, i ubrania. Jednym słowem – bardzo dochodowy biznes. Jako, że nigdy nie fascynowałem się pokemonami musiałem trochę nadrobić zaległości w temacie. Bo newsy, które wręcz zalały w ciągu ostatnich dni elektroniczne i tradycyjne media nie pozwalają być obojętnym na to, jeszcze nie do końca pojęte zjawisko.

Głównym motywem całej historii jest poszukiwanie i kolekcjonowanie pokemonów. Jest ich kilkaset rodzajów podzielonych na osiemnaście gatunków (w grze dostępnych jest na razie 150). Każdy z nich ma określone moce, a także częstotliwość i miejsce występowania. Najsłynniejszy to Pikachu – postać wręcz kultowa (widać go na zdjęciu tytułowym). Złapanego (lub otrzymanego) pokemona trenuje się, a następnie wystawia do walki z innymi stworami. W ten sposób gracz pnie się w rankingach. Do tej pory można było tylko sterować bohaterem na ekranie konsoli i pasjonować się jego przygodami w TV. Teraz fani serii sami mogą zostać pokemonowymi mistrzami. Motyw podróży i rywalizacji jest główną siłą napędową całego konceptu, co bardzo zaprocentowało w jego renesansie, którego jesteśmy świadkiem.

fot. pokemon.com

fot. pokemon.com

I teraz najważniejsze. Niecały tydzień temu firma Nintendo wypuściła mobilną wersję gry pod tytułem Pokemon GO. Jej celem jest – a jakże – zbieranie pokemonów, trenowanie i wystawianie ich do walki. Przy czym stworki są poukrywane na realnej mapie całego świata (wystylizowanego z google maps). Aby je złapać trzeba chodzić przede wszystkim po dworze, choć na pokemona można trafić praktycznie wszędzie. Gdy jest on w zasięgu gracza (system wykorzystuje geolokalizację) pojawia się na ekranie telefonu lub tabletu dzięki technice augmented reality (grafika naniesiona jest na obraz z kamery). Wtedy gracz ma możliwość złapania potworka – w tym celu musi w niego trafić wirtualną kulką – tzw. poketballem. Jeśli trafi  – pokemon jest jego. Nie muszę dodawać, że w tym czasie w okolicy mogą być inni gracze, chcący także zrobić to samo – i tu zaczyna się prawdziwa zabawa.

Jest jeszcze sporo innych zadań związanych z grą: hodowanie, trenowanie (dlatego gracze są nazywani trenerami) i walki (funkcja, która jeszcze nie działa; kiedy to się stanie aplikacja dopiero rozwinie stój potencjał). Na przykład, aby móc wykluć pokemona z wirtualnego jajka (też do zdobycia w grze) należy przejść nawet 10 km. Nie da się oszukać jadąc samochodem, bo system mierzy naszą prędkość. Albo, by złapać pokemona gatunku trawiastego trzeba się udać gdzieś, gdzie jest dużo zieleni. Resztę szczegółów pozostawiam ciekawskim. Wszystkie najważniejsze informacje można znaleźć np. na tym portalu.

Wiem, że dla niektórych moje tłumaczenie może wiać amatorką, ale jak zapytałem kilku znajomych, czy wiedzą o co cho to na ich twarzy jawiło się głównie WTF? Stąd ten krótki wstęp. Dalej skupię się teraz na samym fenomenie gry i jakie może mieć ona przełożenie na event marketing. Pierwsze dwa screenshoty z pokemonami złapanymi u mnie w domu. Jeden siedział na kanapie, a drugi na gitarze. Trafić tą kulką wcale nie jest łatwo. A kulek ubywa…

Popularność, jaką gra zdobyła w tak krótkim czasie jest nieporównywalna z niczym co się do tej pory wydarzyło w świecie mobile. Gra oficjalnie opublikowana została w USA, Australii i Nowej Zelandii. W tym momencie wstrzymano jej dalszą ekspansję ze względu na przeciążenie serwerów. Jednak gracze z całego świata obchodzą ustawienia regionalne,  by móc w nią grać (poczekajcie co się zacznie,  gdy trafi ona do Japonii). Dzienna liczba użytkowników gry w wersji na androida przekroczyła tą z Twittera (przypominam – ma ledwo tydzień). Niektórzy przewidują, że niedługo dogoni Google Maps. Jest numerem jeden w Google Play i Appstore. Średni czas spędzony w grze jest dłuższy od tego na Snapchacie i Facebooku. Z powodu tak olbrzymiego zainteresowania akcje Nintendo poszybowały o ponad 60% w górę. Nawet najwytrawniejsi eksperci przecierają oczy ze zdumienia. Dlatego warto śledzić to, co się dzieje wokół tego tematu – pewnie czeka nas jeszcze więcej fascynujących newsów. A czy i jak event marketing może wykorzystać potencjał Pokemon GO?

  1. Przede wszystkim gra jest typowym paywall’em. Sama nie kosztuje nic. Wprowadzono w niej system mikropłatności, dzięki którym można nabywać akcesoria pozwalające na szybsze osiąganie celów. Przy tak olbrzymim zainteresowaniu wielu ogarnia swoista gorączka, by zajmować jak najlepsze miejsca w rankingach, zdobywać najlepsze pokemony. I będą gotowi wydać na to fortunę. Szacuje się, że będzie to w przyszłości generowało przychody idące w miliardy dolarów. Już teraz jest to
    2 mln $ dziennie.
    Gdy tylko Nintendo uruchomi możliwość wymiany pokemonów i akcesoriów zaleje nas pewnie fala spekulacji (o ile nie zostanie systemowo ograniczona).
  2. Wokół gry powstanie jeszcze więcej eventów tematycznych, konferencji i zawodów, na których fani będą mogli się spotkać, wymienić doświadczeniami, czy zdobyć unikalne gadżety. Ale z racji popularności nabiorą one pewnie bardziej lokalnego charakteru. Być może powstanie coś na kształt TEDx’a – oddolnych inicjatyw pod szyldem globalnego brandu. Bo żadna korporacja nie będzie sama w stanie w tak krótkim czasie zdyskontować tego sukcesu.
  3. Z każdej strony słychać o coraz większych skupiskach graczy, którzy wpatrzeni w ekrany telefonów w tym samym miejscu próbują schwytać pokemona. Przy okazji spotykają się, integrują i wspólnie grają. Generuje to olbrzymi potencjał społecznościowy, który aż prosi się, by go odpowiednio zagospodarować, choćby w sposób partyzancki. Wystarczy pojawić się w środku takiego tłumu i zaproponować napój energetyzujący na odzyskanie sił, niekoniecznie licencjonowane gadżety, albo po prostu rozkręcić dobrą imprezę. Gra mocno drenuje baterie telefonów – desperaci zapłacą każde pieniądze za możliwość ich doładowania.
  4. Kapitalny jest wspomniany już mechanizm podróży. Wielu graczy pokonało już dziesiątki kilometrów, by znaleźć upragnionego pokemona. Niektórzy takie dystanse robili po raz pierwszy od wielu lat (w życiu?). Jeżdżą rowerami, pływają kajakami, biegają po lasach. Na pewno przyczyni się to w jakiś sposób do poprawy ich kondycji.
    Nie trudno jest też sobie wyobrazić różnego rodzaju sportowe wydarzenia, których trasy będą obejmowały popularne pokemonowe spoty. Czy wręcz zaplanowane w szczegółach pokemonowe polowania na określonej przestrzeni.
  5. Gra wykorzystuje różne miejsca (pomniki, budynki, knajpy, kościoły) na tzw. pokestops czy gyms. Te pierwsze to punkty, w których można zdobyć za darmo dodatkowe akcesoria niezbędne do gry. W tych drugich zaś można trenować pokemony przed walkami. Daje to gigantyczny potencjał promocyjny dla muzeów, sklepów, czy kawiarni. Bo tylko fizyczna w nich obecność gwarantuje zdobycie nagrody. Sprytni managerowie już wykorzystują ten fakt, by dodatkowo zarobić. Dodatkowo w grze można kupić „wabiki” na pokemony (tzw. lure module). Dzięki nim przez określony czas zwiększa się prawdopodobieństwo, że pokemon pojawi się w danym miejscu.
  6. Co prawda tej funkcji jeszcze nie ma, ale być może niedługo będzie można kupić możliwość umiejscowienia bardzo poszukiwanego pokemona na terenie eventu. Albo paczki z darmowymi poketballs. Z pewnością przyciągnie to uwagę graczy, którzy kupią bilet głównie po to, by dostać się na teren imprezy. Myślę, że organizatorzy znajdą odpowiedni balans między zainteresowaniem samą grą a programem wydarzenia. Marki będą skłonne wydać wiele by ściągnąć ludzi do siebie za pomocą gry.
  7. Aplikacja w pełni wykorzystuje agumented reality, która w ostatnich miesiącach została mocno zepchnięta do defensywy przez gogle wirtualnej rzeczywistości. Należy się spodziewać, że na kanwie sukcesu gry marketerzy ponownie przyjrzą się potencjałowi tej technologii. Relatywnie niewielkim nakładem środków można wzbogacić dowolną przestrzeń nie tylko obecnością pokemona, ale za pomocą czegokolwiek innego. Prosta grywalizacja na evencie może mu nadać nowy, pokemonowy wymiar. Prace nad goglami AR (np. holo lens czy magic leap) nabiorą jeszcze większego przyspieszenia.
  8. Powstanie wiele firm, które będą budować usługi wokół samej gry. Gracze też biorą sprawy w swoje ręce. Pojawiają się już osoby, które można wynająć na godziny, by doskonalić swoje łowieckie i trenerskie umiejętności. Być może pojawią się też agencje eventowe, które będą się specjalizować w organizowaniu pokemonowych wydarzeń. Wszystko zależy od tego, jak mocno Nintendo i firma Niantic (która jest de facto wydawcą gry) będą chciały ją zmonetyzować. W tym momencie pewnie sami twórcy przytłoczeni popularnością nie maja pojęcia, w jakim kierunku to zmierza.
  9. Jeśli niektóre potwory nie będą dostępne w ramach jednego miasta a będą unikalne dla jakiś konkretnych regionów, to może to wykreować… turystykę pokemonową.
    A to znowu okazja dla marketingowców i władz aby przyciągnąć ludzi w konkretne miejsce. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że znajdą się osoby, które by zdobyć brakującego w kolekcji potworka będą gotowe polecieć do Warszawy by szukać go w Łazienkach. Jak wspomniałem uniwersum liczy kilkaset stworów a na razie dostępnych jest 150. Będzie się działo.

Jak widać inspiracji do tego jak wykorzystać Pokemon GO w eventach jest całkiem sporo. Temat jest naprawdę gorący. Z godziny na godzinę powstają nowe wpisy i artykuły analizujące ten fenomen pod każdym kątem. Sam pisząc ten tekst co chwila musiałem weryfikować informacje, albo inspirować się nowymi faktami. Jest to zarazem fascynujące i niepokojące. Już można przeczytać o wypadkach osób, które zapatrzone w ekran wpadły do jakiejś dziury i się połamały, lub zostały napadnięte szukając pokemonów w podejrzanej okolicy. Desperaci szukają pokemonów na posterunkach policji, prywatnych posesjach i innych mniej dostępnych miejscach. Dopiero co spece podnieśli larum na temat ochrony prywatności (aplikacja poprzez logowanie uzyskiwała dostęp do naszych wszystkich danych z konta Google). Chwilę potem opublikowano stosowną aktualizację. By nie wspomnieć o psychologiczno-społecznym aspekcie całego zamieszania. No, ale cóż – taka jest cena rewolucji. Pozostaje mieć nadzieję, że pokemony nie pożrą własnych trenerów.

.sew.

I jeszcze kilka ciekawych, świeżych linków:

      • Oglądalność rozszerzonej rzeczywistości osiąga swój szczyt! – Tutaj
      • Najdziwniejsze sytuacje do jakich doprowadziło Pokemon Go – tutaj
      • Pokemon Go wnika w umysły…- tutaj
      • Ciekawa analiza mechaniki Pokemon GO – tutaj
      • Pokemon Go w Auschwitz czyli jak gracze łapią stwory w miejscach pamięci – tutaj.
      • I historia – jak to się wszystko zaczęło z Pokemon Go – tutaj

[Aktualizacja]

Poniższy pomysł jest dla mnie kwintesencją tego, czym może być technologia w dzisiejszych czasach 🙂

Schronisko dla psów ogłosiło, że każdy dorosły, który zbiera pokemony ale nie do końca chce się tym chwalić, może odpłatnie (5$) wypożyczyć psa na spacer. Ot, taka zasłona dymna. To częsta praktyka dająca psom okazję, by choć na chwilę opuścić klatkę. Efekt?

  1. Schronisko ma listę oczekujących na wypożyczenie psa.
  2. Zyski pozwoliły na zrezygnowanie z opłaty adopcyjnej.
  3. Ludzie chwalą się swoimi psami na FB czy Insta i przez to zachęcają do adopcji.
  4. Cześć ludzi mimo, że tego nie planowała podejmuje decyzje o zatrzymaniu psa.
  5. W schronisku jest coraz mniej psów i są one ściągane z innych miejsc.

Oryginalny post tutaj. Nie wiem czy się utrzyma, dlatego przetłumaczyłem.

JOIN THE DISCUSSION

Comments