Zakładam, że termin Pokemon już obił się Wam o uszy. Co prawda koncept – choć trwale zaistniał w popkulturze – przycichł ostatnimi czasy, to teraz uderzył z niespotykaną siłą. Ten świat kieszonkowych potworków (z jap. poketto monsuta) zrodził się w głowie Japończyka Satoshiego Tajiri i w 1996 roku został zaadoptowany na potrzeby konsoli Nintendo. W wyniku ogromnej popularności powstały nie tylko gry i gadżety, ale też komiksy manga, seriale i filmy anime, książki, i ubrania. Jednym słowem – bardzo dochodowy biznes. Jako, że nigdy nie fascynowałem się pokemonami musiałem trochę nadrobić zaległości w temacie. Bo newsy, które wręcz zalały w ciągu ostatnich dni elektroniczne i tradycyjne media nie pozwalają być obojętnym na to, jeszcze nie do końca pojęte zjawisko.
Głównym motywem całej historii jest poszukiwanie i kolekcjonowanie pokemonów. Jest ich kilkaset rodzajów podzielonych na osiemnaście gatunków (w grze dostępnych jest na razie 150). Każdy z nich ma określone moce, a także częstotliwość i miejsce występowania. Najsłynniejszy to Pikachu – postać wręcz kultowa (widać go na zdjęciu tytułowym). Złapanego (lub otrzymanego) pokemona trenuje się, a następnie wystawia do walki z innymi stworami. W ten sposób gracz pnie się w rankingach. Do tej pory można było tylko sterować bohaterem na ekranie konsoli i pasjonować się jego przygodami w TV. Teraz fani serii sami mogą zostać pokemonowymi mistrzami. Motyw podróży i rywalizacji jest główną siłą napędową całego konceptu, co bardzo zaprocentowało w jego renesansie, którego jesteśmy świadkiem.
fot. pokemon.com
I teraz najważniejsze. Niecały tydzień temu firma Nintendo wypuściła mobilną wersję gry pod tytułem Pokemon GO. Jej celem jest – a jakże – zbieranie pokemonów, trenowanie i wystawianie ich do walki. Przy czym stworki są poukrywane na realnej mapie całego świata (wystylizowanego z google maps). Aby je złapać trzeba chodzić przede wszystkim po dworze, choć na pokemona można trafić praktycznie wszędzie. Gdy jest on w zasięgu gracza (system wykorzystuje geolokalizację) pojawia się na ekranie telefonu lub tabletu dzięki technice augmented reality (grafika naniesiona jest na obraz z kamery). Wtedy gracz ma możliwość złapania potworka – w tym celu musi w niego trafić wirtualną kulką – tzw. poketballem. Jeśli trafi – pokemon jest jego. Nie muszę dodawać, że w tym czasie w okolicy mogą być inni gracze, chcący także zrobić to samo – i tu zaczyna się prawdziwa zabawa.
Jest jeszcze sporo innych zadań związanych z grą: hodowanie, trenowanie (dlatego gracze są nazywani trenerami) i walki (funkcja, która jeszcze nie działa; kiedy to się stanie aplikacja dopiero rozwinie stój potencjał). Na przykład, aby móc wykluć pokemona z wirtualnego jajka (też do zdobycia w grze) należy przejść nawet 10 km. Nie da się oszukać jadąc samochodem, bo system mierzy naszą prędkość. Albo, by złapać pokemona gatunku trawiastego trzeba się udać gdzieś, gdzie jest dużo zieleni. Resztę szczegółów pozostawiam ciekawskim. Wszystkie najważniejsze informacje można znaleźć np. na tym portalu.
Wiem, że dla niektórych moje tłumaczenie może wiać amatorką, ale jak zapytałem kilku znajomych, czy wiedzą o co cho to na ich twarzy jawiło się głównie WTF? Stąd ten krótki wstęp. Dalej skupię się teraz na samym fenomenie gry i jakie może mieć ona przełożenie na event marketing. Pierwsze dwa screenshoty z pokemonami złapanymi u mnie w domu. Jeden siedział na kanapie, a drugi na gitarze. Trafić tą kulką wcale nie jest łatwo. A kulek ubywa…
Popularność, jaką gra zdobyła w tak krótkim czasie jest nieporównywalna z niczym co się do tej pory wydarzyło w świecie mobile. Gra oficjalnie opublikowana została w USA, Australii i Nowej Zelandii. W tym momencie wstrzymano jej dalszą ekspansję ze względu na przeciążenie serwerów. Jednak gracze z całego świata obchodzą ustawienia regionalne, by móc w nią grać (poczekajcie co się zacznie, gdy trafi ona do Japonii). Dzienna liczba użytkowników gry w wersji na androida przekroczyła tą z Twittera (przypominam – ma ledwo tydzień). Niektórzy przewidują, że niedługo dogoni Google Maps. Jest numerem jeden w Google Play i Appstore. Średni czas spędzony w grze jest dłuższy od tego na Snapchacie i Facebooku. Z powodu tak olbrzymiego zainteresowania akcje Nintendo poszybowały o ponad 60% w górę. Nawet najwytrawniejsi eksperci przecierają oczy ze zdumienia. Dlatego warto śledzić to, co się dzieje wokół tego tematu – pewnie czeka nas jeszcze więcej fascynujących newsów. A czy i jak event marketing może wykorzystać potencjał Pokemon GO?
Jak widać inspiracji do tego jak wykorzystać Pokemon GO w eventach jest całkiem sporo. Temat jest naprawdę gorący. Z godziny na godzinę powstają nowe wpisy i artykuły analizujące ten fenomen pod każdym kątem. Sam pisząc ten tekst co chwila musiałem weryfikować informacje, albo inspirować się nowymi faktami. Jest to zarazem fascynujące i niepokojące. Już można przeczytać o wypadkach osób, które zapatrzone w ekran wpadły do jakiejś dziury i się połamały, lub zostały napadnięte szukając pokemonów w podejrzanej okolicy. Desperaci szukają pokemonów na posterunkach policji, prywatnych posesjach i innych mniej dostępnych miejscach. Dopiero co spece podnieśli larum na temat ochrony prywatności (aplikacja poprzez logowanie uzyskiwała dostęp do naszych wszystkich danych z konta Google). Chwilę potem opublikowano stosowną aktualizację. By nie wspomnieć o psychologiczno-społecznym aspekcie całego zamieszania. No, ale cóż – taka jest cena rewolucji. Pozostaje mieć nadzieję, że pokemony nie pożrą własnych trenerów.
.sew.
I jeszcze kilka ciekawych, świeżych linków:
[Aktualizacja]
Poniższy pomysł jest dla mnie kwintesencją tego, czym może być technologia w dzisiejszych czasach 🙂
Schronisko dla psów ogłosiło, że każdy dorosły, który zbiera pokemony ale nie do końca chce się tym chwalić, może odpłatnie (5$) wypożyczyć psa na spacer. Ot, taka zasłona dymna. To częsta praktyka dająca psom okazję, by choć na chwilę opuścić klatkę. Efekt?
Oryginalny post tutaj. Nie wiem czy się utrzyma, dlatego przetłumaczyłem.
Wykluwa się nowe pojęcie: pokemarkering 🙂 Fajny eksperyment przeprowadzili chłopaki z Brand24. Takich przykładów będzie na pewno coraz węcej:
http://blog.brand24.com/pokemarketing-how-to-use-pokemon-go-to-attract-customers/
Coraz więcej newsów potwierdzających powyższe spostrzeżenia:
1. Raport ze spontanicznego pokemonowego spotkania zorganizowanego za pośrednictwem FB w Chicago. Efekt? 5000 uczestników.
https://techcrunch.com/2016/07/18/5k-people-turn-up-to-catch-pokemon-in-chicago/
2. Gra rusza w Japonii. Kto prawdopodobnie będzie pierwszym komercyjnym partnerem? McDonalds i jego 3000 restauracji.
https://techcrunch.com/2016/07/19/pokemon-go-is-finally-launching-in-japan-tomorrow/
Comments