Co robicie jutro? Odpoczywacie? To należycie do grupy szczęśliwców, której czasem zazdroszczę. U mnie wolne weekendy oczywiście bywają, ale nigdy nie są pewne, bo w tej branży to norma. Pracujemy od poniedziałku do piątku 9:00-17:00. Wtedy załatwiamy rzeczy, które są do zrobienia, bo osoby za nie odpowiedzialne są dostępne np. pani wydająca pozwolenia na organizację eventów w przestrzeni publicznej, pan z administracji lokalizacji, klient, który potrzebuje wszystkiego na wczoraj. Resztę obowiązków wykonujemy między 17:00 a 9:00 przez cały tydzień. Naszą pracę mogę określić, jako charakteryzująca się umownym wymiarem godzin. Niestety ten umowny wcale nie oznacza, że pracujemy mniej. Siedzimy w pracy do póty, dopóki wszystko, co było do zrobienia nie zostanie załatwione, bez względu na miejsce – biuro, samochód, restauracja, dom, ławka w parku jesteśmy wtedy przykuci do komputera, telefonu, notatnika. Bo przecież MUSI BYĆ GOTOWE!
Liczyliście kiedyś ile godzin poświęcacie na pracę? Nie? Polecam zrobić taki rachunek, godziny rozpisane na kartce i zsumowane otwierają oczy. Robiłam to przez miesiąc, tylko w jednym tygodniu wszy szło mi 85 godzin spędzonych na wykonywaniu obowiązków. I to nie był mój najbardziej pracowity tydzień. Co robiłam? Wymyślałam koncepcję imprezy, później pracowałam nad prezentacją i kosztorysem. Każdy, nawet już kiedyś realizowany pomysł, musiałam obdzwonić, sprawdzić terminy, zarezerwować lokalizację, obdzwonić podwykonawców, uaktualnić ceny w kosztorysie. Do tego obsługa tego, co się dziej aktualnie – jest w toku lub do rozliczenia. Wpadł montaż o 6:00 rano, więc trzeba było jechać i dopilnować wszystkiego, a później być na imprezie do końca, do 3:00 w nocy, mocna kawa i zaczynamy demontaż, kończymy o 8:00. Jestem przekonana, że doskonale wiecie, co czym mówię.
Kolejnym „bolesnym” bilansem jest odpowiedź na pytanie: Ile imprez, ważnych dla Was osób, opuściliście? Ze względu na pracę lub brak siły i ogromną potrzebę snu, z którą, w pewnych momentach, przegrywa wszystko. Nie oszukujmy się. Nasza praca bardzo wpływa na życie prywatne. Trzeba być dyspozycyjnym. Nie zawsze jednak nasi bliscy są w stanie zrozumieć tak stan rzeczy. W tym roku opuściłam 8 ważnych imprez i wiele takich, które nie były zobowiązujące, ale warto było na nich być. Nie poszłam na ślub przyjaciół, bo byłam na evencie i nie mógł mnie nikt zastąpić, nie byłam z kimś ważnym w dniu jego święta, bo był pożar w pracy, który musiałam ugasić. Żałuję? Pewnie, że tak i z perspektywy lat staram się zrobić wszystko, by pracować, ale kiedy trzeba też być z bliskimi osobami. Jak wygląda Wasze rozliczenie i nieobecnością na imprezach rodziny i przyjaciół? Zaryzykuje stwierdzenie, że podobnie.
Nie wiem, czy to pracoholizm. Ale bardzo w to wątpię. Oczywiście praca w eventach to nie jest miejsce dla leniwych ludzi. Jeśli nie przeszkadza Wam to, że po kilku latach pracy będziecie mieć dużo siwych włosów, możecie nabawić się nerwicy, chodzić ciągle niewyspani, nie przerażają Was dni, w których kilkudziesięciu godzinne realizacje to norma możecie spróbować. Zastanawiające jest jednak, że jeśli nie pracoholizm to, co sprawia, że bijemy rekordy w przepracowanych godzinach? Myślę, że powodów może być kilka:
– eventy często realizowane są w godzinach wieczornych,
– imprezy odbywają się także w weekendy,
– osób pracujących przy realizacji – podwykonawców jest dużo i w 8 godzin nie da się załatwić wszystkich formalności i zadań,
– montaże i demontaże oraz próby muszą odbywać się często rano, po 17:00 lub w środku nocy,
– jeśli nie my, to konkurencja zrealizuje nasz projekt,
– duża grupa podwykonawców sprawia, że jest dużo niewiadomych i nawet w ostatniej chwili coś może się nie udać, dlatego zawsze trzeba być na to gotowym.
Długo by wymieniać….
Miłego weekendu Kochani, życzę by był WOLNY OD PRACY…
Wasza Eventowa Blogerka
Ps. W ostatnim poście o wirtualnej rzeczywistości sypnął solidną porcję energii Sew. Sprawdźcie też wesołą opowiastkę o Eventowych Leśnych Dziadkach. Sądząc po ilości „likes” chyba się podobał większości czytelnikom.
Zaskoczył mnie post napisany przez Panią. Pracuję w branży od 2 lat i nigdy nie miałem problemów z czasem wolnym, nigdy nie przedłożyłem pracy nad ważne wydarzenia rodzinne (nie mam tu na myśli imienin u cioci tylko ważnych imprez typu śluby, chrzciny itd.) Mam wrażenie, że to my EM doprowadzamy do sytuacji, że pracujemy 24h / d. Pozwalamy, aby klienci z naszych partnerów stawali się naszymi właścicielami. W relacji EM vs klient jesteśmy w stanie zrobić wszystko, żeby tylko przypodobać się klientowi. Co ciekawe relacja EM vs podwykonawca już tak nie wygląda. Spóźniają się z terminami wycen, nie dotrzymują słowa a mimo wszystko z nimi współpracujemy. Nie zachęcam do wykonywania swojej pracy źle ale myślę, że trzeba podchodzić do niej z większym dystansem. Nie można dać się zwariować bo znowu trzeba coś zrobić na wczoraj. Czasami trzeba dać do zrozumienia, że pewnych rzeczy nie zrobimy nie dla tego że się nie da (bo prawie zawsze się da) ale dlatego, że ponosimy za to za dużą cenę (w postaci braku życia).
To jest coś za coś. Zarabia Pani napewno ogromne pieniądze, których często w pracy 9-17 się nie zarobi. Poza tym oczywistością jest, ze gdyby pracodawcy nie wyzyskiwali pracowników to miałaby Pani asystentkę i stażystkę do pomocy. A tak, w Polsce trzeba się zachorować i właściwie poświecić swoje życie pracy. I wcale nie mówię ze to taka branża, to taki kraj.
Comments